Sobota, 24.07
Po sześciu godzinach lotu lądujemy w Irkucku. W Polsce jest po 22ej, tu już 5.20 rano. Moży nas sen. Prosto z lotniska jedziemy busem pod adres osoby, u której mamy nocować, z zamysłem odespania godzin straconych przez zmianę strefy czasowej. Mamy tu gościć u chłopaka z portalu couchsurfing. On sam akurat jest w Moskwie, ale nad jego mieszkaniem czuwa przyjaciel i on ma nas doń wprowadzić. Kluczymy w gąszczu bloków na leżącym na peryferiach miasta osiedlu, szukając bloku z numerem, który zapisany mamy w adresie. Zapowiedzieliśmy wcześniej, że przybędziemy przed 7 rano, jednak gdy w końcu odnajdujemy blok i właściwe mieszkanie, nikt nie otwiera ani na dźwięk imitujacego śpiew ptaka dzwonka ani na nasze głośne pukanie. Dzwonię do Alexa, przyjaciela naszego gospodarza i niechybnie budzę go swoim telefonem. Okazuje się, że mieszka gdzieindziej. Czekamy na niego dłuższą chwilę, przychodzi, otwiera nam mieszkanie i zostawia do dyspozycji klucze. Będziemy tu sami. Rozgaszczamy się, zaskoczeni tak dużym zaufaniem do nas gospodarza! Mieszkanie wygląda jakby on sam dopiero co z niego wyszedł. W zlewie skład naczyń, na balkonie suszą się jakieś zioła, na stoliku banknot 1000-rublowy i stos prezerwatyw. Wiesław łapczywym okiem spogląda na wiszący nad łóżkiem obraz przedstawiający roślinki nad jeziorem, ptaka i zawieszony na niebie rysunek twarzy. Chętnie zabrałby go jako souvenir z podróży do Polski...
Po kilku godzinach drzemki ruszamy na miasto. Skutkiem odsypiania zmiany strefy czasowej zaczynamy sie gubić w czasie - mamy wrażenie, że do Irkucka przylecieliśmy wczoraj. Pada deszcz. W pelerynach spacerujemy ulicami Dzierżyńskiego i Marksa, zachwycając się urokliwą drewnianą zabudową. Zapadające się w chodniki, kolorowe drewniane domki sąsiadują tu z bardziej współczesnymi miejskimi budynkami, tworząc iście bajkowy dla naszego oka krajobraz. Sporo tu też wszędzie Lenina - doliczam się trzech pomników wiecznie żywego towarzysza na trasie naszego spaceru. Mój wzrok przyciąga też jaskrawo czerwone pudełko papierosów z jego wizerunkiem.
Jesteśmy głodni, więc czas poszukać miejsca, gdzie będzie można zjeść obiad. Deszcz zawęża nam pole wyboru - ulice są raczej wyludnione i nawet nie bardzo jest kogo zapytać o jakąś przyzwoitą knajpkę. Wchodzimy do pierwszego nadarzającego się po drodze lokalu. Większość zamawia danie, które kusi nazwą "kwiatu bajkału" a okazuje się być rybą o śledziowatym smaku w śmietanowym sosie z przybraniem z kawioru. Zdecydowanie mało sycący posiłek jak na 450 rubli, które nas kosztuje. Wszystko tu dla nas drogie. I wydaje się, że dla mieszkanców także. Wysokie ceny dość wyraźnie kontrastują ze standardem ich życia.
Info praktyczne: ceny w Rosji wysokie. W samym Irkucku trudno o nocleg za cenę poniżej 500 rubli. Bilety autobusowe: 12 rubli (tyle samo za duży bagaż).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz