piątek

Dzień Dwudziesty Siódmy - Wszystkie odcienie błękitu, dymiąca babcia i Bente

Środa, 18.08

Dziś rano już nie pada, choć niebo od zachodu zaciąga się chmurami. Rozważamy, co robić dalej. Opcji jest kilka. Wyjście w góry dziś raczej odpada, gdyż pogoda wciąż jest niepewna, zastanawiamy się więc czy ujechać kawałek dalej wzdłuż jeziora, czy może zawracać już w stronę Ulan Bator i wybrać się na 2 dni do parku narodowego Terejl lub tego, w którym spotkać można dzikie konie przewalskiego. Przechodzi nam też przez myśl, aby jechać na drugą stronę jeziora z nadzieją, że może tam uda nam się spotkać Caatanów. Ostatecznie podejmujemy decyzję o pozostaniu tutaj. Wsiadamy w samochód i ujeżdżamy kolejne 20km. Jezioro odwdzięcza się nam za nasz wybór, odsłaniając przed nami piękną paletę kolorów. Tafla wody mieni się tęczą odcieni błękitu. Na północnym horyzoncie jeziora dopełniają baśniowego piękna białe górskie szczyty. Jezioro Khovsgol nazywane jest perłą Mongolii - na określenie to w pełni zasługuje!
Zamawiamy u miejscowych 4 konie na kilkugodzinną wycieczkę. Umawiamy się na cenę 3000TG za konia. Mają przyjechać do nas za godzinę. Właściciel koni wskazuje nam ger, w którym będziemy mogli zostać na nocleg. Mieszka tu starsza pani ze swoją córką. Ledwo wchodzimy do środka, nalewa nam do miseczek sute czaj i zachęca, by się rozgościć. Pokazuje nam album zatytułowany "Mongolia", w którym jest także jej zdjęcie. Na tym zdjęciu jej twarz przesłonięta jest dymem z papierosa. Babcia pali papierosy jednego za drugim. Wprost trudno uwierzyć, że tak zdrowo i dziarsko się trzyma! Przychodzi tu też w gościnę troje młodych chłopaków z Izraela. Są w trakcie 2-tygodniowej wycieczki konno. Odsprzedajemy im pół butelki benzyny - skończyło im się paliwo do kuchenki, a tu trudno o stację benzynową. Pokazujemy im album, a w nim zdjęcie gospodyni. Zjawia się także mama z maleńkim dzieckiem na ręku. Dzieciątko ma kilka miesięcy i jest ubrane w jedwabny deel. Chcę je sfotografować. Gdy już zdjęcie zrobione, Aga mówi mi, że Cirin przestrzegał, aby nie robić zdjęć dzieciom poniżej roku życia, bo to ściąga na nie złe duchy... Ależ faux pas! Na szczęście mama dziecka nie widziała, gdy robiłam mu zdjęcie i nie będzie świadoma powodu do zmartwień...
Romek z Lucynką idą na spacer w stronę gór, my czekamy na swoje konie. Zjawiają się z dużym opóźnieniem i w dodatku okazuje się, że 3000TG to cena za wypożyczenie konia na godzinę. Wydaje nam się to dużo i rezygnujemy. Wzamian wybieramy się na pieszy spacer brzegiem jeziora. Pejzaż przed nami jest tak cudny, że nie sposób żałować, że jednak nie jedziemy w siodle. Od północnego zachodu jezioro otulone jest różnobarwnym łańcuchem gór, a na północy pasmem górskim lśniącym śnieżną bielą. W kompozycji z kolorytem tafli wody góry tworzą iście bajkową scenerię. Słowo: zachwyt to zbyt mało, by opisać ogrom doznań, jakie wzbudza ten widok.
Idziemy spory kawałek drogi kamienistym brzegiem, a zawracamy lasem. Mija nas grupka jeźdźców. Tak! Jeśli przyjeżdża się do Mongolii, koniecznie trzeba wsiąść tu na konia!
Romek z Lucynką wracają do naszego aułu w godzinę po nas. Przecierali sobie szlak przez dziewiczy las na szczyt jakiegoś wzniesienia. Z tego co mówią niewiele jednak było zeń widać. Chwilę temu sąsiad przyniósł nam uwędzone ryby, których 10 zamówiliśmy u niego rano. Chcieliśmy 14, aby dla każdego były po 2, ale nie udało się w tym temacie dogadać. Tak czy owak, mamy pyszną kolację. O swoją kolację dopomina się też... krowa. Stoi przed gerem i wkłada głowę przez drzwi do środka, rozglądając się za czymś do zjedzenia. Babcia daje jej na ręce jakiś smakołyk. Krowie to najwyraźniej wystarcza, bo zadowolona odchodzi.
W sąsiedztwie nocuje para z Francji. Właściwie to on jest Franzucem, a ona Niemką, mieszkają jednak razem w Paryżu. Przyjechali do Mongolii na 2 tygodnie. Pierwszy tydzień spędzili na spływie kajakowym w parku Terejl, teraz konno przemierzają region Khovsgol. Dziś wyjechali na koniach na jedną z gór, skąd roztacza się piękny widok na okolicę. Opowiadają, że po drodze spotkali mężczyznę, któremu zagubiła się żona. Szlaków nie ma, więc o zgubienie się w tutejszych górach nie trudno.
Wieczorem do "naszego" geru przychodzi mały chłopczyk. Na oko może mieć 5-6 lat, nie więcej. Aga pyta go po polsku jak ma na imię. Chłopczyk mówi: Bente. Agnieszka, wskazując na siebie mówi: Agnieszka i teraz wskazując na niego, pyta: "Ty?" "Bente" odpowiada chłopczyk po raz drugi. To dość niezwykłe, ale w intuicyjny sposób odgadnął treść jej wcześniejszego pytania. Teraz powtarza nasze imiona - wymawia je z bęzbłędnie polskim akcentem. Dajemy mu modelinę. Aga lepi z niej razem z nim zwierzątka. To hoń (owca), to ślimak, a to wąż. "Mowo" woła Bente. "Mowo"? pytamy Cirina. "Mowo snake" odpowiada Cirin. Uczymy się więc przy Bente nowych mongolskich słów... A ile w nim energii i radości! Trudno pomieścić to w słowach. Nauczyciel z polskiej szkoły pewnie przypiąłby mu etykietkę z napisem: ADHD. Gdy frajda z lepienia zwierzątek się wyczerpie, Wiesiek pokazuje Bente zabawę w "zgaduj zgadula, w której ręce złota kula". Chłopiec szybko podchwytuje zabawę i teraz wszyscy kolejno musimy zgadywać, w której ręce chowa kulkę z modeliny. Mnóstwo to radości i śmiechu, gdy ktoś z nas spudłuje! Wychodzę z aparatem fotograficznym na zewnątrz. Bente wybiega za mną. Podpatruje, jak fotografuję i żywo interesuje się aparatem. Pokazuję mu jak się robi zdjęcia i jak się je przegląda. W lot uczy się co i jak i już po chwili goni z moim aparatem po "podwórku" pstrykając fotki. Fotografuje to drzewko, to jaka, to koszulkę swojego starszego brata. Szybko uczy się jednak, jak trzymać aparat, aby w kadrze zdjęcia znalazła się też głowa fotografowanej osoby. Wczuwa się w rolę fotografa tak mocno, że zaczyna mnie, swojego brata i kolegę do zdjęć ustawiać. Gdy na podwórku pojawia się babcia, także w kadr obiektywu zostaje wciągnięta. Frajda z robienia zdjęć jest ogromna.
Babcia częstuje nas świeżo udojonym mlekiem jaka. Jest słodsze w smaku od mleka krowy. Wkrótce pewnie powstanie z niego ser.
W niewielkim gerze u babci nocuje tylko czworo z nas. Z Romkiem rozstawiamy dla siebie tuż obok namiot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz