środa

Dzień Osiemnasty - Klasztor na górze

Poniedziałek, 9.08

Dziś ja siedzę na miejscu obok kierowcy. Chłonę przestrzeń, przez którą jedziemy. Wkoło zielone wzgórza i rozkwiecone łąki.
Pierwsze dwa tygodnie pobytu w Mongolii to był czas zachwycania się wszystkim co pierwsze, zadziwiania się odmiennością kultury i warunków życia napotykanych ludzi. Teraz, gdy niemal wszystko już oswojone, przychodzi czas, gdy można zacząć prawdziwie czuć, z całym jego realizmem, klimat życia tutaj, stapiać się z jego rytmem. A rytm życia tutaj jest bardzo spokojny... Pisząc "spokojny" mam na myśli: mniej spieszny i mniej nerwowy niż w naszym zachodnim świecie. Odzwierciedla to choćby i brak barów typu "fast food" - nie ma na nie zapotrzebowania. Mongolia to jeden z tych nielicznych już krajów, gdzie nie znajdzie się McDonalda. "Spokojny" rytm życia nie oznacza natomiast, że ludzie tu nie mają swoich codziennych problemów i trosk. Być może nawet nie raz mają ich więcej wokół spraw, o które my, w związku z naszym standardem życia, zwykliśmy się nie martwić. Jak mówi mądre mongolskie porzekadło: "Tak jak w ogniu nie znajdziesz ochłody, w życiu nie zaznasz spokoju". Niemniej, przeciwnościom losu Mongołowie zdają się stawiać czoło z opanowaniem i męstwem.
Kierowca zachowuje zdumiewający spokój nawet na takiej drodze, jaka teraz przed nami... Zjeżdżamy pochyłą dróżką wijącą się w dół stromego zbocza. Robi się gorąco. Spojrzenie za okno przysparza chwil grozy... Dzięki wirtuozerskim umiejętnościom Cirina, udaje nam się jednak szczęśliwie znaleźć na dole. Oddychamy z ulgą. Podjeżdżamy pod miejsce, z którego będziemy wychodzić do położonego na wysokości 2300mnpm klasztoru Tuvkhun. Można tu wynająć konie, ale chcemy trochę rozruszać nogi w marszu, więc decydujemy się iść piechotą. Podchodzi do nas pani z wiaderkiem pełnym chuuszuurów z farszem z jamy i kupujemy po kilka na obiad. Dziś Aga ma sensacje żołądkowe i zostaje w samochodzie. Bartek zostaje z nią, by się nią opiekować.
Z Lucynką, Wieśkiem i Romkiem, idziemy 2km w górę przez las, by dojść do położonego wśród skał klasztoru założonego przez Zanzibaara, historycznego przywódcę duchowego Mongolii. Chcę wejść do pierwszego z klasztornych budynków, ale ledwo dotykam drzwi, widzę przez szybę podbiegającego do nich z drugiej strony mnicha z ustami zakrytymi niebieską szarfą - macha rękami i woła do mnie: "No, no, no". Rozumiem więc, że mam nie wchodzić i idę dalej. Później okazuje się, że Lucynce i Romkowi udało się wejść w kilka minut po mnie do środka.
Idąc do góry, mijam komnaty skalne, a w nich ołtarzyki z posążkami buddy. Aby wyjść jeszcze wyżej, trzeba się wspiąć do góry po skale. Nie ma tu żadnych ubezpieczeń, a wspinaczka wymaga czterech punktów podparcia. Dwie panie mają zamiar wynieść do góry dziecko, jednak po kilku krokach z pomysłu rezygnują. Z frajdą z tej odrobiny wspinaczki, wdrapujemy się na górę. Tłum osób stoi tu przed grotą odrodzenia - to wąska grota skalna, w której jest miejsce tylko dla jednej osoby. Po środku jest słup skalny, wokół którego należy się przecisnąć. Panowie w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara, panie w kierunku przeciwnym. To przeczołgiwanie się przez wąską grotę ma przypominać przechodzenie przez kanał rodny w momencie narodzin i symbolizować nowe narodziny, odrodzenie duchowe. Jeszcze wyżej jest miejsce, przed którym stoi tabliczka z napisem: "forbiden for women". Udaję, że nie rozumiem i przechodzę tam, by obejrzeć z bliska wielkie owo. Obchodzę je w milczeniu. Jesteśmy wysoko, więc są stąd piękne widoki na okoliczne góry.
Jest tu dziś sporo pielgrzymów z Mongolii, ale spotykamy też kilku Francuzów. Najwięcej turystów przyjeżdża do Mongolii właśnie z Francji i Izraela. Dość często (jak na tutejsze rozumienie częstości) można spotkać też Niemców.
Na nocleg zatrzymujemy się przy gerach w pobliżu góry klasztornej. Aga z Bartkiem, Lucynka i Wiesiek spać będą w gerze (tym razem jest taki z czterema łóżkami), my z Romkiem rozstawiamy dla siebie namiot. Trudno nam będzie zasnąć z powodu biegających wokół namiotu psów. Są tej nocy wyjątkowo rozszczekane i rozwarczane!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz