środa

Dzień Dwudziesty - W stronę Wielkiego Białego Jeziora

Środa, 11.08

Opuszczamy gorące źródła i udajemy się dalej na północ przez zielone górzyste tereny. Tu, przy dostatku drzew, owo stawia się z gałęzi. Za każdym razem, gdy przejeżdżamy obok owo - czy to usypanego z kamieni, czy tak jak tu ustawionego z drewna, Cirin trąbi trzykrotnie. To zastępnik obchodzenia stosu pieszo.
To tu to tam często mijamy motocyklistów. Motocykle są zaraz po koniach drugim najpopularniejszym w Mongolii środkiem transportu. Mongołowie coraz liczniej przesiadają się na nie z koni. Można nawet spotkać pasterzy na motocyklach. Stare mongolskie przysłowie mówi: "W sercu mężczyzny osiodłany koń". Wydaje się, że w sercach wielu współczesnych miejsce konia zajęła maszyna.
W drodze znów zatrzymujemy się na airag. Jesteśmy tu też częstowani róznymi gatunkami sera i suszonym jogurtem, którego zdobione symbolem szczęścia krążki zawieszone są pod sklepieniem geru. Znajdujemy się w domu osoby, która wygrała wiele wyścigów konnych - jest tu spora kolekcja medali z tłoczonymi wizerunkami koni.
Gdy przejeżdżamy w pobliżu aułów, podbiegają do naszego samochodu dzieci z butelkami pełnymi airagu, wołając do nas, abyśmy kupili. Na stacji benzynowej z kolei, dzieci podsuwają nam przez okienka w samochodzie słoiki i kubki pełne porzeczek i czerwonych jagód zebranych w lesie.
Przed nami pierwszy napotkany w czasie podróży przez Mongolię most. Zwykle rzeki przejeżdża się w miejscu płytszego nurtu i takie udogodnienie jak most jest niepotrzebne. Tu koryto rzeki jest głębsze i most się przydaje. Ale cóż to za most! Przed wjazdem nań jest znak nakazujący ograniczenie prędkości do 20km/h. Most zbity jest z desek i pełen dziur. Gdzieindziej napotkamy taki, który ma kształt zygzaka. Przejazd przezeń jest większą atrakcją niż przejazd przez rzekę bez mostu!
Na obiad zatrzymujemy się w restauracyjce w miejscowości Ceceerleg, gdzie też robimy zakupy spożywcze. Na obiad jemy cuiwan. Obok jadłodajni jest pokój z twardym długim legowiskiem. Korzystamy z okazji i w kobiecym gronie tu wylegujemy...
Cały dzisiejszy dzień spędzamy w samochodzie. Dopiero pod wieczór zatrzymujemy się na krótki postój przy głębokim kanionie, którego dnem płynie wartka rzeka. Spotykamy tu pasterza przeganiającego konno owce i pana w deelu, który prosi nas o fotografię. Mongołowie bardzo chętnie się fotografują. Gdy wrócimy do Polski, mamy zrobione zdjęcia przesłać Cirinowi, a on będzie je rozwoził ludziom, których spotkaliśmy w swojej podróży.
Pogoda się zmienia. W niektórych częściach nieba widać opadający z chmur ulewny deszcz. Otwartość przestrzeni sprawia, że można obserwować różne zjawiska pogodowe rozgrywające się w tym samym czasie w różnych zakątkach niebieskiego sklepienia.
Jest już późny wieczór, gdy wjeżdżamy do parku narodowego. Mijamy czarny krater wulkanu i dojeżdżamy do Wielkiego Białego Jeziora, Terkhiin Tsagaan Nuur. Ma ono około 20km długości i powstało, gdy lawa wulkaniczna poszerzyła koryto płynącej tu rzeki. Rozbijamy się w pobliżu jeziora z namiotami. Ledwo kończymy je rozstawiać, zaczyna padać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz