piątek

Dzień Trzydziesty Szósty - Rower, omuły i bania

Piątek, 27.08

Cerkiewna muzyka dobiega z kościółka już od 5 rano. W niecałą godzinę dołącza do niej pisk rybitw, szczekanie psów, muczenie krów i wtopiony w ten gąszcz odgłosów delikatny śpiew ptasi. Chór obwieszcza wyspie nadejście nowego dnia. Noc była ciepła - zegarek Wieśka pokazuje, że jesteśmy na wysokości 540mnpm. To znaczny skok w dół po pobycie w Mongolii.
Wybieramy się dziś z Romkiem i Lucynką na rower. Krętymi piaszczystymi dróżkami jeździmy po pagórach w półudniowo-wschodniej części wyspy. Z wiatrem we włosach i mnóstwem radości zjeżdżamy w dół kolejnych wzniesień, na które wcześniej przyszło nam wyjeżdżać. Jedziemy w stronę Bajkału i główną drogą wracamy do Khujir. Rowery oddajemy po 6 godzinach.
Czas na rybę. Odwiedzamy Mohameda i zjadamy ciepłe wędzone omuły w towarzystwie szczeniaka, który uprasza się błagalnym spojrzeniem i merdaniem ogonka o choć kawałek skórki.
Na 19 zarezerwowaliśmy sobie banię. Bania co prawda bardziej przypomina suchą saunę niż banię - jest tu blaszany piec i drewniane ławeczki do siedzenia - niemniej przynosi wspaniały relaks po dniu pełnym wysiłku. W pomieszczeniu obok właściwej bani znajduje się duża balia z zimną wodą do polewania się. Stąd wchodzi się do pomieszczenia, które służy za przebieralnię i zeń już bezpośrednio do ogródka gospodarzy.
Gdy wracamy na swój biwak, słyszymy znajome bicie dzwonów i towarzyszące mu wycie psa. Doprawdy jest tu magicznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz