środa

Dzień Dziewiętnasty - SPA

Wtorek, 10.08

Nam szczekały psy, a naszych towarzyszy pogryzły pchły. Nie była to łatwa noc.
Dziś przemierzamy zielony górzysty krajobraz. Jest rzeka, są rozkwiecone łąki i iglaste lasy. Co jakiś czas zatrzymujemy się w drodze, mówiąc do Cirina: "Please stop, foto", ale po prawdzie to i tak zbyt rzadko. W całej Mongolii krajobraz jest tak różnorodny i malowniczy, że chętnie robiłabym zdjęcia co krok.
Tradycyjnie zatrzymujemy się przy jednym z aułów napić się airagu. Z przypadku jesteśmy tu z Romkiem świadkami okrutnej sceny. Dwóch chłopców przywozi na motocyklu czarnego kozła. Obalają go na ziemię, w nieudolny sposób próbują ogłuszyć młotkiem, a potem rozcinają mu brzuch i wyjmują wnętrzności, by dostać się do serca i przeciąć aortę. Kozioł wierzga i krzyczy z bólu. Chłopcy zebrani wokół zabijanego zwierzęcia śmieją się. Nie potrafię na to patrzeć. Ta scena burzy moje wyobrażenie o sielskiej harmonii, w jakiej Mongołowie żyją ze światem przyrody. Widzę, jak twarde są tutaj reguły gry. Mongołowie kochają zwierzęta, lecz traktują je w równie surowy sposób, jak przyroda traktuje ich.
Po kilku kolejnych godzinach jazdy dojeżdżamy do gorących źródeł. To tutejszy kompleks SPA. Tworzy go ogrodzony obóz gerów, na terenie którego stoi basenik i 2 balie z wodą o różnej temperaturze. Są oczywiście sanitariaty i budynek restauracyjny. Huczne słowo SPA wydaje się jednak nie przystawać do tego miejsca. Ośrodek prowadzony jest oczywiście przez kobietę. Dostajemy dla siebie dwa zamykane na kłódki (ewenement!) gery. Są tu też od wczoraj Polacy spotkani w klasztorze Erdene Dzuu.
Grzejemy się w basenie, podczas gdy bokiem przechodzi burza. Pada na nas deszcz. Zupełnie nam to nie przeszkadza moczyć się w wodzie, tak nawet jest przyjemniej. Wieczorem robi się tu tłocznie, jakoże zaczynają się zjeżdżać turyści - są Amerykanie, Hiszpanie, a nawet Japończycy.
Na kolację wybieramy się z Romkiem do restauracji. Ja piję właściwie tylko sute czaj, on zjada gulasz, na który składa się mięso z jaka, porcja koktajlowych pomidorków i ziemniaki. To najdroższy obiad w Mongolii - kosztuje 5000TG. Obok, przy suto zastawionym stole, biesiaduje wycieczka z Polski. Przysłuchujemy się opowieściom ich przewodnika. Mówi, że Mongolia to dobry kraj na robienie interesów i wprowadzanie tu swoich produktów. Rynek jest otwarty i niewysycony. To dobra wiadomość dla Lucyny, gdyż myśli o otworzeniu tu firmy budowlanej...


Info praktyczne:
Nocleg w turystycznym obozie gerów przy gorących źródłach w Ceceerleg: 9000TG.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz