piątek

Dzień Jedenasty - Płonące klify i dinozaur w kapeluszu

Poniedziałek, 2.08

Mamy dziś ruszyć w dalszą drogę, więc od rana wypatrujemy powrotu Cirina. Przywozi go jego padrug, gdy jesteśmy już po śniadaniu. Szybko pakujemy rzeczy do naszego autka i startujemy. Przemierzamy przez kilka godzin półpustynny krajobraz. Po drodze zatrzymujemy się przy rozstawionych w szczerym stepie straganach, na których można zakupić różnego rodzaju minerały, kamienie i ręcznie robioną biżuterię. Od na oko 10-letniej dziewczynki kupuję tu trzy naszyjniki z kamykami dla moich małych współlokatorek. Jeden kosztuje 10000TG, dwa dostałabym za 16000TG, trzy kupuję za 20000TG. W Mongolii o wszystko się trzeba targować. Cena podawana przez sprzedawcę zawsze jest wyższa od tej, na jaką dany przedmiot wycenia i jaka wystarcza mu, by w zapłacie zań otrzymać. W naszym przewodniku wyczytaliśmy, że Mongołowie targują się niechętnie i lepiej nawet negocjacji przy zakupach nie próbować, bo zwyczajnie odwrócą się od nas na pięcie, ale z naszych doświadczeń wynika, że jest dokładnie przeciwnie. Są do targowania się przyzwyczajeni i specjalnie zawyżają cenę, spodziewając się, że kupujący i tak będzie chciał z owej ceny zejść niżej. Nawet koszt noclegów i przejazdów warto jest negocjować. Zupełnie inaczej jest w Rosji - tam ceny, mimo iż kilkakrotnie wyższe niż tutaj, są sztywne.
Na obiad zatrzymujemy się w gerze restauracyjnym w małym miasteczku. Miasteczka rozsiane są tutaj średnio co 250-300km. Zwykle w ciągu całego dnia jazdy przejeżdżamy przez jedno. Zamówiliśmy tutaj chuuszuury. Mamy możliwośc podpatrzeć, jak pani i pan je przygotowują. Pan wałkuje ciasto rurą od odkurzacza (gdzieindziej zobaczymy w funkcji wałka też nogę od krzesła), a pani wypełnia wykrojone pierogi mięsnym farszem i zlepia ich brzegi. Tak przygotowane wrzuca na rozgrzany olej i po kilku chwilach są już gotowe do zjedzenia. Smakują wyśmienicie!!
W gerze siedzą z nami trzy dziewczynki. Właściwie to trudno określić czy wszystkie są dziewczynkami, mimo iż dwie młodsze mają wpięte we włosy czerwone kokardki. Dla ochrony przed złymi duchami, do trzeciego roku życia nie różnicuje się płci dziecka - chłopców i dziewczynki ubiera się i traktuje dokładnie tak samo. Dopiero w momencie postrzyżyn (obcięcia włosów), które mają miejsce, gdy dzieci osiągają wiek trzech lat, zaczyna się je traktować z podziałem na płeć. Nie mam zatem pewności czy najmłodsze z dzieci to dziewczynka czy może jednak chłopczyk. Nie dowiaduję się tego. Wrcając do Polski, będę mieć miejsce w samolocie obok pani, która także wraca z Mongolii. Opowie mi, jak to raz zachwycała się urodą pewnej dziewczynki i jak wielkie było jej zaskoczenie, gdy zobaczyła, jak mama wzięła ową dziewczynkę na bok, żeby ją wysiusiać, podniosła jej sukienkę, a tam... siusiak!
Jest późne popołudnie, gdy dojeżdżamy do miejsca o nazwie Bayan-zag. To miejsce wykopalisk kości i jaj dinozaurów. Popularnie nazywane jest "płonącymi klifami", gdyż tutejsze piaskowe skały w świetle zachodzącego słońca przybierają płomienne barwy. Gdy dobrze poszukać, można odnaleźć tu wtopione w skałę kości i jaja prehistorycznych gadów. Wychodzimy na spacer, a w międzyczasie jakiś handlarz rozkłada przed naszym samochodem na małym dywaniku kramik souvenirów - małe jurty z wojłoku, wojłokowe figurki wielbłądów i kości do wróżenia. Tym razem nic nie kupujemy.
Odjeżdżamy, ale planujemy wrócic tu na zachód słońca. Na nocleg wynajmujemy ger turystyczny. Jest tu też nasza znajoma przewodniczka z grupą z Hollandii. Nazywamy ją już "naszą przyjaciółką". Po raz pierwszy od czasu wyjazdu z Irkucka mamy możliwość wziąć tu ciepły prysznic. Ta przyjemność kosztuje dodatkowe 1500TG (niecałe 3,5zł). Widzimy tu też pierwsze od dawna drzewa!
Odpoczywamy chwilę i wybieramy się na kilkukilometrowy spacer w stronę płonących klifów. Po drodze zaglądamy do restauracji w intrygującym kształcie żółwia. Wygląda w tym pustynnym terenie dość kiczowato. Tym bardziej, że obok stoi tych samych rozmiarów słoń. W jednym z rozstawionych obok gerów znajduje sie mini muzeum, w którym w małym wydzielonym pomieszczeniu można zobaczyć szkielet dinozaura. Opiekun muzeum wychodzi z geru i zostajemy tu sami. Szkielet w żaden sposób nie jest zabezpieczony przed rękoma ciekawskich turystów. Dinozaura można dotknąć, a nawet wziąć ze sobą kawałek kości. Trzymam taki jeden w dłoni, ale przez szacunek i dla dinozaura, i dla Mongołów, nie chowam go do kieszeni. W głównym pomieszczeniu też stoi szkielet dinozaura, ale ten wygląda na poskładany z kości wielbłąda i jaka. Romek przymierza mu leżący na stoliku kapelusz - jest mu w nim całkiem twarzowo, czyż nie?
W drodze do płonących klifów rozdzielamy się. Ja idę z Lucynką, Aga i Bartek z Wieśkiem, Romek sam. Pomimo iż otacza nas przestrzeń i sporo tu wzniesień, na które można wejść, by przeczesać wzrokiem okolicę, trudno nam siebie nawzajem wypatrzeć. Dopiero gdy wchodzimy z Lucyną na urwisko, na którym wcześńiej zatrzymaliśmy się samochodem, dostrzegamy w oddali trzy machające do nas postacie. Schodzimy się ze sobą i już razem idziemy na wzniesienie położone naprzeciwko skalnych formacji, obeserwować zeń spektakl, który rozpocznie się o zachodzie słońca. Romka z nami nie ma. Po drodze zatrzymuję się jeszcze sfotografować rozkładające się ciało zwierzęcia. Szybko przypominam sobie jednak informację z przewodnika, aby martwe zwierzęta omijać szerokim łukiem, gdyż mogą przeskoczyć z nich na nas pchły roznoszące zarazki dżumy i w pośpiechu odchodzę. Słońce się zniża i dotknięte jego światłem klify zaczynają płonąć. Widowisko jest piękne. Gdy już słońce zupełnie niknie za pagórkami na zachodzie, schodzimy z naszego wzniesienia i idziemy w kierunku, z którego spodziewamy się, że przyjedzie po nas Cirin. Kiedy przyjeżdża, znajduje się i Romek. W komplecie wracamy do naszych gerów.
W ciemności dostrzegamy przed gerem mały kształt z długim ogonem przemykający jakby w podskokach - to skoczek pustynny, jerboa. Aga jest wyczulona na obecność myszy i wszelkie stworzenia z długimi ogonami jak to ją przerażają. Obawiając się mysiego towarzystwa, nie przepada też więc za spaniem w gerach. Dzisiejsza noc będzie dla niej trudna... A tak pięknie rozgwieżdżona to noc!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz