sobota

Dzień Trzynasty - Orły, kaszmir i dolina Orkhonu

Środa, 4.08

Zimny silny wiatr dmucha od samego rana, przeszkadzając w zwijaniu namiotów. Z trudem udaje nam się w tych warunkach zjeść śniadanie. Dopiero w miarę dnia, stopniowo się wycisza.
Dziś jedziemy przez jeszcze bardziej zielony krajobraz. Pojawiają się pagórki i wzgórza. W drodze zatrzymujemy się fotografować orły stepowe. Uciekają przed nami, lecz nie zraża nas to, by podążać za nimi z aparatem.
Czas płynie tu dla nas tak zupełnie inaczej, że przestaje mieć znaczenie, jaki jest dzień tygodnia. Gdy próbujemy to ustalić, zwykle gubimy się w swoich obliczeniach.
W południe robimy dłuższy postój przy targu w miasteczku Arvaycheer. Przewidując chłodne wieczory, kupujemy tu sobie z Lucynką swetry z kaszmiru. To pierwsza okazja do takich zakupów. Roman kupuje 10 płyt z mongolską muzyką, za każdą płacąc 1000TG (niecałe 3zł) i szpiczastą mongolską czapkę - kolekcjonuje nakrycia głowy z miejsc, do których podróżuje. W knajpce na targu jemy gulasz, na który składa się porcja ryżu, wołowina w sosie i sałatka jarzynowa z majonezem. Romek się nam gubi i je w tym czasie w innym miejscu kotlet z wielbłąda.
Po południu wjeżdżamy do Parku Narodowego w regionie 8 jezior. Przed wjazdem do parku uiszczamy standardową opłatę w wysokości 3000TG/osoba i dostajemy po ładnie wydrukowanym bilecie z podobizną orła i śnieżnej pantery. Jesteśmy teraz w dolinie rzeki Orkhon. To obszar wliczany do dziedzictwa UNESCO. Kawałek za granicą parku spotykamy orła. Siedzi przywiązany do palika przed otoczonym drewnianym ogrodzeniem gerem. Za 1000TG można wziąć go na rękawicę i zrobić sobie z nim zdjęcie. Oczywiście z okazji tej korzystamy. Orzeł jest dość ciężki i gdy trzymam go na ręce, trudno mi nią poruszyć, by zmobilizować go do rozłożenia skrzydeł. Innym jednak wychodzi to łatwiej... W zachodniej części Mongolii, Kazachowie urządzają polowania z orłami. Polowania takie odbywają się głównie zimą - orły polują na zające, lisy, a nawet na wilki! Latem organizowane są pokazowo dla turystów. Osobiście jestem przeciwniczką takiego zabijania na pokaz, więc pewnie nawet gdybyśmy znaleźli się w zachodniej części Mongolii, nie byłabym zainteresowana by owe widowisko zobaczyć.
Po drodze widzimy też po raz pierwszy w Mongolii jaki. Oczywiście chcemy się przy nich zatrzymać, aby porobić zdjęcia, ale Cirin gasi nasz zapał, mówiąc, że jeszcze będą. Robi się późno, a musimy znaleźć dobre miejsce na nocleg.
W mijanym dalej gerowisku spotykamy znów naszą przyjaciółkę z jej grupą. My jednak nie zatrzymujemy się tutaj, tylko jedziemy dalej. Zbyt dużo tu turystów i nie ma już koni, które możnaby wynająć na wycieczkę, a taki właśnie mamy zamiar. Znajdujemy w końcu ger turystyczny na nocleg, rozpakowujemy się w nim, a Cirin jedzie dla nas zapytać o konie. Wraca z informacją, że umówił je dla nas na jutro rano. Początkowo planowaliśmy wyruszyć dopiero pojutrze, ale skoro już są umówione, zaoszczędzimy w swoim planie podróży jeden cały dzień.
To pierwszy ger turystyczny, w którym śpimy, a w którym jest koza i zapas drewna do palenia. Noce są chłodne, więc rozpalamy wieczorem ogień. Ger szybko się nagrzewa i robi się tu gorąco. Zasypiamy w klimacie tropików, do rana znów jednak jest zimno.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz