Rano dziewczyna z recepcji zamawia dla nas taksi do granicy. Przyjeżdżają po nas dwa samochody. Umówieni jesteśmy na 25000TG/osoba czyli 75000TG/samochód - tak przynajmniej rozumiemy ustalenia. Wsiadamy i jedziemy. Na jednej ze stacji benzynowych czekamy aż kilkanaście minut na drugi samochód. Za nami 1/3 drogi. Gdy dojeżdżają, pytamy, skąd takie opóźnienie. Okazuje się, że prowadzili długie dysputy z kierowcą, gdyż on oczekuje od nas, że zapłacimy 100000TG - owszem 25000TG za osobę, ale w znaczeniu każdego miejsca dla pasażera w samochodzie, a są cztery. Wynikło nieporozumienie. Nie zgadzamy się na podniesienie ceny, co niezbyt się kierowcom podoba. Gdy już jedziemy, dzwoni ktoś do kierowcy i prosi o możliwość rozmawiania z kimś z nas. Ja przejmuję słuchawkę, ale osoba po drugiej stronie mówi po rosyjsku, więc przekazuję ją Romkowi.
Źegnamy się z zielonymi przestrzeniami stepu. Otwierały nas na doświadczenie wolności i spokoju i uczyły gościnności. Zostawią we mnie trwały ślad...
Przy granicy przesiadamy się do busika, którym Rosjanka przewozi przez granicę handlarki. Płacimy jej po 200rubli/osoba. Gdy już jesteśmy za drugim punktem kontroli granicznej, przypominamy sobie z Romkiem o obrazkach kupionych na placu Suche Batora i szpiczatej czapce mongolskiej, które zostawiliśmy na półeczce za tylnym siedzeniem w taksówce. No to pamiątki przepadły. Nasza Rosjanka dzwoni jeszcze do swoich znajomych, podając im numery rejestracyjne taksówki, by sprawdziły czy może są i jeśli tak, aby je odebrały, ale interwencja jest mało skuteczna.
W Kiachcie bierzemy taksi do Naushek. I znów przed nami kręta wyboista droga przez tajgę i kierowcy, dla których normą jest przemierzanie jej z prędkością 120km/h. Nasz kierowca jest rodowitym Ormianinem. Ponieważ Romek był kilka lat temu w Armenii, rozmawiają o Erewaniu i Araracie. Mimo przyjaznej atmosfery, nasza prośba o zmniejszenie prędkości, niemal kierowcę uraża. Najwyraźniej odbiera ją jako podważenie zaufania w jego umiejętności...
Na dworcu w Naushkach próbujemy dowiedziec się czegoś o pociągach do Ulan Ude. Pani w kasie zatrzaskuje nam jednak okienko przed nosem w odpowiedzi na nasze pytanie i udaje, że nas nie widzi. Od jednej z dziewczyn pracujących na dworcu dowiadujemy się, że w pobliżu mieszka gość, który może nas zabrać do Ulan Ude swoim samochodem. Na naszą prośbę dzwoni do niego i gość przyjeżdża. Ogląda nasze plecaki, ocenia, że się pomieszczą w jego mini-vanie, a że są ciężkie, wycenia nam przejazd na 9000 rubli. Z ceny nie chce zejść ani o kopiejkę. Drogo, ale za bardzo nie mamy wyboru, jeśli chcemy się na miejscu znaleźć jeszcze dziś wieczór. Decydujemy się jechac. Ledwo ujeżdżamy kilka kilometrów, zatrzymuje nas patrol policyjny i panowie w mundurach sprawdzają nasze paszporty. Wszystko ok, więc jedziemy dalej.
Czas podróży mija nam na rozmowach. Wasyl, nasz kierowca, jest bardzo wesołym i rozgadanym facetem. Przyjemnie się jedzie w jego towarzystwie. Pracował swego czasu w Mongolii. Mówi, ze kompletnie nie rozumie braku pomyślunku ekonimicznego Mongołów i krytykuje ich zacofanie. Ja z kolei życzę Mongołom, aby jak najdłużej udało im się zachować własną receptę na szczęście i uchronić się przed próbami uszczęśliwiania ich przez zachodnią cywilizację...
Zatrzymujemy się w Iwogińsku pod budynkiem, który niegdyś był pensjonatem. Pensjonatu jednak już dziś tu nie ma i jak się dowiadujemy, w całym Iwoginsku nie znajdziemy żadnej gostinicy. Jedziemy więc kolejne kilkanaście kilometrów do Ulan Ude. Zajeżdżamy do pierwszego przydrożnego motelu. Wasyl załatwia nam tu pokój w niewysokiej cenie i pomaga w umówieniu na jutrzejszy poranek taksówki do Iwogińska - chcemy odwiedzić w tamtejszym klasztorze buddyjskim pewnego Lamę.
Info praktyczne: taksi przez granicę: 200 rubli/osoba,
taksi z grancy do Naushek: 200 rubli/osoba
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz