piątek

Dzień Trzydziesty Piąty - Między brzegiem Bajkału a cerkwią

Czwartek, 26.08

Rano umówioną taksówką zabieramy się na dworzec autobusowy i tu wsiadamy do marszrutki, która zawiezie nas do miejscowości Khujir na wyspie Olhon. Podróż, wliczając w to czas długiego postoju na obiad, trwa około 6 godzin. Po drodze mijamy rozstawione dla turystów gery (jakże swojski to widok!) i pasterzy na koniach zaganiających krowy. Kierowca przystaje przy stosiku owo i wychodzi z samochodu, by dorzucić nań monetę. Obok kierownicy ma ikonę z wizerunkiem Chrystusa, najwyraźniej jednak wyznawana religia nie kłóci mu się z hołdowaniem tradycjom szamanistycznym. Należy przecież zapewnić sobie przychylność duchów - na wyspie jest ich więcej niż gdziekolwiek indziej...
Na wyspę przepływamy promem. Chmury wiszą nisko i krajobraz spowity jest mlecznosinym woalem. Jego Wysokość Bajkał ubrany jest w szarości.
Khujir jest największą miejscowością na wyspie. Mówimy kierowcy, że chcemy dostać się tu pod cerkiew z niebieskimi kopułami. Pyta nas do kogo jedziemy, mówimy więc, że do Siergieya. Z Siergieyem kontaktowaliśmy się wcześniej przez couchsurfing. Wedle naszej wiedzy opiekuje się tu parafią. Kierowca podwozi nas pod ośrodek wypoczynkowy położony tuż obok cerkwi. Zagaduje mężczyznę za bramą, że go szukamy, a nam mówi: to Siergiey. Siergiey może i tak, ale nie nasz! Siergiey, którego kojarzymy ze zdjęcia, ma brodę i jest dużo młodszy! Niemniej Siergiey stojący przed nami wita nas z serdecznym uśmiechem i zaprasza do środka. Już chce nas lokować w jednej ze swoich daczy, kiedy mówimy mu, że jesteśmy umówieni z Siergieyem, który mieszka na parafii. Patrzy na nas teraz trochę spod oka, ale prowadzi nas przez teren swojego ośrodka pod cerkiew. Dzwoni też do "naszego" Siergieya i przekazuje mi słuchawkę telefonu. Akurat go nie ma, gra w tenisa, ale będzie za 40 minut. Mówi, gdzie możemy rozstawić namioty. Ledwo składamy na ziemię plecaki, już są przy nich dwie kozy - jedna duża, druga mała i zaczynają się nimi posilać. Zgodnie ze wskazówkami rozbijamy się na połaci zieleni pomiędzy cerkwią a brzegiem Bajkału. Ależ tu pięknie!
Siergiey przyjeżdża na rowerze. Wita się z nami niezwykle ciepło i zachęca, by się rozgościć. W pobliżu mamy wychodek z polową umywalką, a w cerkwi jest samowar do gotowania wody i tam też możemy złożyć swoje plecaki. Cerkiew jest w trakcie remontu - przyjechał malarz z Nowosybirska i malują razem z Siergieyem w środku sceny z życia Chrystusa. Przez cały dzień, od świtu do późnego wieczora z cerkwi płynie muzyka sakralna, tworząc niezwykły nastrój w jej otoczeniu. Siergiey przedstawia nam też kozy: starsza to Marta, a mały koziołek to August. August ma imię od nazwy miesiąca, w którym się urodził, a więc ma zaledwie miesiąc!
Styl życia Siergieya mnie zachwyca. Żyje tu sobie tak spokojnie, w swoim rytmie, w zgodzie z tym, co gra w jego duszy. Wymknął się zgiełkowi "wielkiego świata" i schematom, wedle których ów świat stara się formować nasze życiowe ścieżki. Jest tu szczęśliwy.
Wybieramy się na spacer po miejscowości. Drogi są tu piaszczyste, a wzdłuż dróg układają się rzędy drewnianych domków z rozkwieconymi rabatami w ogródkach. Są sklepiki z souvenirami, wypożyczalnie rowerów i budki, w których można kupić wędzone ryby. W jednej z takich budek zaprzyjaźniamy się ze sprzedawcą. Pochodzi z Azerbejdżanu i na imię ma Muhamed - jest dumny z tego, że to imię proroka. Wydaje się być znużony tutejszym rytmem życia. Marzy o wyrwaniu się do dużego miasta.
Wśród sprzedawanych to tu to tam pamiątek są drobiazgi z kory brzozowej, naszyjniki z ametystem i wymalowane pejzażami kamienie z Bajkału. Nas najbardziej zaskakują wszechobecne magnesy na lodówkę z podobizną... Putina i Miedwiediewa! Twarz jednego lub drugiego pokazuje się na magnesie, zależy pod jakim kątem nań spojrzeć.
Wieczorem Siergiey wraz z przyjacielem wygrywają na dzwonnicy stojącej przed cerkwią melodię. Na dźwięk pierwszego dzwonu przybiega do nich pies i akompaniuje biciu dzwonów, wyjąc i szczekając. Przychodzi też żona Siergieya z trójką ich dzieci. Siergiey bierze najmłodsze z nich na ręce i sadza przed sobą na drewnianym opłotku. Wkłada mu w rączkę sznurek od dzwonu i wydzwaniają dalszą częśc melodii razem. Czarodziejsko.
Kolację jemy przy drewnianym stoliku stojącym pod cerkwią. Marta i August wpraszają nam się do stołu. Chętnie by coś uszczknęły, choćby miał to być kawałek siatki. Od Siergieya dostajemy ogórki z jego szklarni. A szklarnia pełna jest ogórków i pomidorów, tak dużych i zdrowych, że aż zadziwiają.
Niezwykle gościnne i przyjazne to miejsce! I jaki piękny nadbajkalski zachód słońca...

Info praktyczne: marszrutka z Irkucka na wyspę Olhon: 500 rubli

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz