Czwartek, 26.08
Rano umówioną taksówką zabieramy się na dworzec autobusowy i tu wsiadamy do marszrutki, która zawiezie nas do miejscowości Khujir na wyspie Olhon. Podróż, wliczając w to czas długiego postoju na obiad, trwa około 6 godzin. Po drodze mijamy rozstawione dla turystów gery (jakże swojski to widok!) i pasterzy na koniach zaganiających krowy. Kierowca przystaje przy stosiku owo i wychodzi z samochodu, by dorzucić nań monetę. Obok kierownicy ma ikonę z wizerunkiem Chrystusa, najwyraźniej jednak wyznawana religia nie kłóci mu się z hołdowaniem tradycjom szamanistycznym. Należy przecież zapewnić sobie przychylność duchów - na wyspie jest ich więcej niż gdziekolwiek indziej...
Na wyspę przepływamy promem. Chmury wiszą nisko i krajobraz spowity jest mlecznosinym woalem. Jego Wysokość Bajkał ubrany jest w szarości.
Khujir jest największą miejscowością na wyspie. Mówimy kierowcy, że chcemy dostać się tu pod cerkiew z niebieskimi kopułami. Pyta nas do kogo jedziemy, mówimy więc, że do Siergieya. Z Siergieyem kontaktowaliśmy się wcześniej przez couchsurfing. Wedle naszej wiedzy opiekuje się tu parafią. Kierowca podwozi nas pod ośrodek wypoczynkowy położony tuż obok cerkwi.
.JPG)
Zagaduje mężczyznę za bramą, że go szukamy, a nam mówi: to Siergiey. Siergiey może i tak, ale nie nasz! Siergiey, którego kojarzymy ze zdjęcia, ma brodę i jest dużo młodszy! Niemniej Siergiey stojący przed nami wita nas z serdecznym uśmiechem i zaprasza do środka. Już chce nas lokować w jednej ze swoich daczy, kiedy mówimy mu, że jesteśmy umówieni z Siergieyem, który mieszka na parafii. Patrzy na nas teraz trochę spod oka, ale prowadzi nas przez teren swojego ośrodka pod cerkiew. Dzwoni też do "naszego" Siergieya i przekazuje mi słuchawkę telefonu. Akurat go nie ma, gra w tenisa, ale będzie za 40 minut. Mówi, gdzie możemy rozstawić namioty. Ledwo składamy na ziemię plecaki, już są przy nich dwie kozy - jedna duża, druga mała i zaczynają się nimi posilać. Zgodnie ze wskazówkami rozbijamy się na połaci zieleni pomiędzy cerkwią a brzegiem Bajkału. Ależ tu pięknie!
Siergiey przyjeżdża na rowerze. Wita się z nami niezwykle ciepło i zachęca, by się rozgościć. W pobliżu mamy wychodek z polową umywalką, a w cerkwi jest samowar do gotowania wody i tam też możemy złożyć swoje plecaki.

Cerkiew jest w trakcie remontu - przyjechał malarz z Nowosybirska i malują razem z Siergieyem w środku sceny z życia Chrystusa. Przez cały dzień, od świtu do późnego wieczora z cerkwi płynie muzyka sakralna, tworząc niezwykły nastrój w jej otoczeniu. Siergiey przedstawia nam też kozy: starsza to Marta, a mały koziołek to August. August ma imię od nazwy miesiąca, w którym się urodził, a więc ma zaledwie miesiąc!
Styl życia Siergieya mnie zachwyca. Żyje tu sobie tak spokojnie, w swoim rytmie, w zgodzie z tym, co gra w jego duszy. Wymknął się zgiełkowi "wielkiego świata" i schematom, wedle których ów świat stara się formować nasze życiowe ścieżki. Jest tu szczęśliwy.
Wybieramy się na spacer po miejscowości. Drogi są tu piaszczyste, a wzdłuż dróg układają się rzędy drewnianych domków z rozkwieconymi rabatami w ogródkach. Są sklepiki z souvenirami, wypożyczalnie rowerów i budki, w których można kupić wędzone ryby. W jednej z takich budek zaprzyjaźniamy się ze sprzedawcą.

Pochodzi z Azerbejdżanu i na imię ma Muhamed - jest dumny z tego, że to imię proroka. Wydaje się być znużony tutejszym rytmem życia. Marzy o wyrwaniu się do dużego miasta.
Wśród sprzedawanych to tu to tam pamiątek są drobiazgi z kory brzozowej, naszyjniki z ametystem i wymalowane pejzażami kamienie z Bajkału. Nas najbardziej zaskakują wszechobecne magnesy na lodówkę z podobizną... Putina i Miedwiediewa! Twarz jednego lub drugiego pokazuje się na magnesie, zależy pod jakim kątem nań spojrzeć.
Wieczorem Siergiey wraz z przyjacielem wygrywają na dzwonnicy stojącej przed cerkwią melodię. Na dźwięk pierwszego dzwonu przybiega do nich pies i akompaniuje biciu dzwonów, wyjąc i szczekając. Przychodzi też żona Siergieya z trójką ich dzieci. Siergiey bierze najmłodsze z nich na ręce i sadza przed sobą na drewnianym opłotku. Wkłada mu w rączkę sznurek od dzwonu i wydzwaniają dalszą częśc melodii razem. Czarodziejsko.

Kolację jemy przy drewnianym stoliku stojącym pod cerkwią. Marta i August wpraszają nam się do stołu. Chętnie by coś uszczknęły, choćby miał to być kawałek siatki. Od Siergieya dostajemy ogórki z jego szklarni. A szklarnia pełna jest ogórków i pomidorów, tak dużych i zdrowych, że aż zadziwiają.
Niezwykle gościnne i przyjazne to miejsce! I jaki piękny nadbajkalski zachód słońca...
Info praktyczne: marszrutka z Irkucka na wyspę Olhon: 500 rubli
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz